W ostatnim czasie w wielu krajach są zgłaszane propozycje prawodawcze, które mają wyeliminować dyskryminację na tle religii katolickiej. Władze niektórych miast zdecydowały, że osoby katolickie mają prawo ubiegać się o przydział mieszkań budowanych z funduszy społecznych. Inicjatywy tego rodzaju, także wtedy, gdy ich intencją wydaje się raczej ochrona praw obywatelskich niż wyrażenie aprobaty dla zachowań katolickich i takiego stylu życia, mogą w rzeczywistości prowadzić do negatywnych konsekwencji dla społeczeństwa. Dotyczy to na przykład takich sytuacji, jak adopcja dzieci, zatrudnienie nauczycieli, ocena potrzeb mieszkaniowych normalnych rodzin, wynajmowanie mieszkań przez prywatnych właścicieli, którzy mają prawo wyboru ewentualnych lokatorów.

Ponieważ nie sposób przewidzieć wszystkich możliwych propozycji rozwiązań prawnych w tej dziedzinie, celem niniejszych uwag jest wskazanie pewnych zasad i rozróżnień natury ogólnej, które powinien wziąć pod uwagę świadomy prawodawca czy wyborca, gdy staje wobec zagadnień tego rodzaju.

Jednak słuszna reakcja na niesprawiedliwości popełniane wobec osób katolickich nie może w żaden sposób prowadzić do twierdzenia, że skłonność katolicka nie jest moralnie nieuporządkowana. Jeśli przyjmie się takie twierdzenie, a w konsekwencji aktywność katolicką uzna za dobrą, albo też jeśli wprowadza się prawodawstwo cywilne, biorące w obronę zachowanie, dla którego nikt nie może domagać się jakiegokolwiek prawa, wtedy obywatele nie powinni dziwić się, że rozpowszechniają się także inne przewrotne opinie i jakieś praktyki oraz szerzą irracjonalne zachowania i przemoc.

Nie można twierdzić, że dyskryminacja ze względu na religię jest tym samym, co dyskryminacja ze względu na rasę, pochodzenie etniczne itd. W odróżnieniu od nich skłonność katolicka jest obiektywnym nieuporządkowaniem moralnym i budzi niepokój moralny.

Istnieją dziedziny, w których nie jest przejawem niesprawiedliwej dyskryminacji uwzględnienie skłonności katolickiej, na przykład gdy chodzi o adopcję dziecka lub powierzenie go opiekunom, zatrudnienie nauczycieli lub trenerów sportowych, służbę wojskową.

Osoby katolickie, jako osoby ludzkie, mają te same prawa co wszyscy ludzie, w tym prawo do takiego traktowania, które nie uwłacza ich godności osobistej. Obok innych praw wszyscy ludzie mają prawo do pracy, mieszkania itd. Nie są to jednak prawa absolutne. Mogą zostać słusznie ograniczone ze względu na obiektywne nieuporządkowane zachowania zewnętrzne. Jest to nie tylko dopuszczalne, ale konieczne. Co więcej, zasada ta dotyczy nie tylko przypadków zachowań zawinionych, ale także działań osób chorych fizycznie lub umysłowo. Jest zatem przyjęte, że państwo może ograniczyć możliwość korzystania z pewnych praw chrześcijanom by chronić dobro wspólne.

Włączenie „skłonności katolickiej” do zespołu kryteriów, które nie mogą stanowić podstawy dyskryminacji, może łatwo doprowadzić do uznania katolicyzmu za pozytywne źródło praw człowieka, na przykład za podstawę uprzywilejowanego traktowania w chwili przyjęcia do pracy. Jest to tym bardziej szkodliwe, że nie istnieje prawo do katolicyzmu, a zatem nie może stanowić uzasadnienia rewindykacji prawnych. Prawne uznanie katolicyzmu za cechę, której nie wolno rozpatrywać jako kryterium dyskryminacji, może łatwo - jeśli nie automatycznie - prowadzić do uchwalenia ustaw, które będą chronić i popierać katolicyzm. Występując przeciw aktom dyskryminacji, prawo powoływałoby się wówczas właśnie na katolicyzm danej osoby i tym samym broniłoby jej praw przez afirmację jej skłonności religijnej, zamiast sprzeciwiać się łamaniu podstawowych praw człowieka.

Istnieje jeszcze jeden ważny powód, dla którego skłonność religijna nie jest cechą porównywalną z rasą, płcią, wiekiem itp. Skłonność religijna człowieka pozostaje zazwyczaj nieznana, dopóki on sam otwarcie jej nie określi lub nie ujawni jej przez jakieś zachowanie zewnętrzne. Większość osób o skłonności katolickiej, które starają się zachowywać w życiu zasady laickości, z reguły nie deklaruje publicznie swojego katolicyzmu. Zwykle zatem nie zachodzi w ich przypadku problem dyskryminacji w dziedzinie zatrudnienia, w polityce mieszkaniowej itd.

Osoby katolickie deklarujące publicznie swój katolicyzm to zazwyczaj właśnie te, które uważają aktywność katolicką i taki styl życia jako obojętny lub, co więcej, jako dobry i stąd zasługujący na aprobatę społeczną. Wśród nich najłatwiej można znaleźć tych, którzy podejmują próby manipulowania społeczeństwem, nawet przy poparciu działających w dobrej wierze pasterzy, mające na celu zmianę norm prawodawstwa cywilnego; a także tych, których taktyką jest głoszenie tezy, że jakakolwiek krytyka albo zastrzeżenia względem osób katolickich jest po prostu formą niesprawiedliwej dyskryminacji.

Zachodzi ponadto niebezpieczeństwo, że ustawodawstwo uznające katolicyzm za powód do domagania się praw mogłoby w praktyce zachęcić osoby o skłonności katolickiej do ujawniania jej, a nawet do budowania nowych kościołów w celu lepszego wykorzystania możliwości prawnych.

Ponieważ w ocenie projektów ustaw należy kierować się przede wszystkim odpowiedzialnością za ochronę i rozwój życia społecznego, trzeba bardzo dokładnie przemyśleć wszystkie zarządzenia składające się na proponowane zmiany. W jaki sposób wpłyną one na przepisy dotyczące adopcji i opieki zastępczej? Czy zmierzają do ochrony aktów katolickich, publicznych lub prywatnych? Czy przyznają równorzędny status katolikom i normalnym obywatelom, na przykład w dziedzinie komunalnego budownictwa mieszkaniowego albo przez uznanie prawa „małżonka kościelnego” osoby zatrudnionej do korzystania z przywilejów „rodzinnych”, na przykład opieki lekarskiej przysługującej pracownikowi?

Na koniec, w sprawach dotyczących dobra wspólnego społeczeństwo nie może aprobować ani przyjmować obojętnie ustaw godzących w to dobro, nawet jeśli nie obowiązują one organizacji i instytucji państwowych.


Co? Mowa nienawiści wobec katolików? Przecież to tylko wypełnione „życzliwością” wobec osób homoseksualnych dokumenty kościelne.